My music is the most sacred, holy thing that I have in my life, it’s like my truth; it’s my altar.”

Po trzech latach od jednego z najciekawszych debiutów, z jakimi spotkałam się w czasie pisania tego bloga, dostajemy drugi krążek przepełniony zmysłowymi brzmieniami neo-R&B. Ogromny hype, wytworzony przez LONDON EP, sprawił że w Banks zakochały się miliony (jej utwory na youtubie mają po 5 czy nawet 11 mln odtworzeń). Jednak po wypuszczeniu debiutanckiego Goddess i serii koncertów 28-letnia Jillian Banks zniknęła z powierzchni ziemi. Nie słyszeliśmy o niej aż do lipca tego roku, gdy ukazał się singiel promujący nowy album – Fuck With Myself. Od momentu gdy się ukazał, wiedziałam, że materiał, który usłyszymy będzie jeszcze bardziej intensywny. Nie pomyliłam się.

 

The Altar to prawdziwa lawina emocji, spora część płyty krąży wokół zaznaczenia lini pomiędzy bezbronnością a buntem. Jestem pewna że w tekstach śpiewanych przez Banks odnajdzie się zapewne nie jedna osoba. Po pierwszym przesłuchaniu płyty nie jestem jeszcze w stanie stwierdzić, które kawałki najbardziej wpadły mi pod tym względem w ucho, ale to co mogę powiedzieć, to że czuję jednocześnie niepokój i pewność siebie. Niemożliwe? Przekonajcie się sami.

 

 

I started making music because I needed a place to listen to me. It was like my best friend. It still is. It’s still my best friend, my most nurturing, loyal friend.

 

Cały album jest do przesłuchania na Spotify. Koniecznie dajcie znać jakie są Wasze wrażenia!

A jeśli chcecie przeczytać więcej o krążku polecam świetny artykuł na The Guardian.