Dostęp do muzyki nigdy nie był tak łatwy: rynek muzyczny został zdominowany przez portale streamingowe. Wystarczy zarejestrować się na Spotify, Tidalu lub Apple Music, by nie ruszając się z fotela natychmiast przesłuchać całe dyskografie ulubionych wykonawców. Wiąże się to ze spadkiem sprzedaży płyt CD a jednocześnie – co może być dużym zaskoczeniem – ze wzrostem sprzedaży winyli. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać – jak to się stało, że te czarne krążki przeżywają swój niespodziewany renesans właśnie teraz?

Tęsknota za retro?

11254251_856901664428046_1764164461_nZamiast cieszyć się kolejnymi technologicznymi nowinkami i informacjami o coraz to lepszych odtwarzaczach i nośnikach, nasze oczy skierowały się ponownie na duże, czarne krążki. Ich magia nie przeminęła, tak jak większość z nas sądziła jeszcze kilka lat temu. Z jednej strony może to być spowodowane trendem, ogólnie nazywanym „retromanią”. Wielkie powroty zespołów, które miały już nigdy nie zagrać, coraz częściej słyszane zapożyczenia z muzyki dawnych lat w twórczości młodych zespołów, oraz moda nawiązująca do klimatów retro może świadczyć o tym, że faktycznie tęsknimy za tamtymi czasami.

Przesłuchanie płyty wiązało się wtedy z całym rytuałem – wycieczką do sklepu, godzinnym szperaniu pomiędzy regałami, nastawieniem sprzętu, czy wreszcie zmianą stron płyty po kilku piosenkach. Muzyka była odbierana zupełnie inaczej – nie towarzyszyła nam w tramwaju, codziennej miejskiej bieganinie, nie była wszechobecnym tłem dla wszystkich prozaicznych codziennych czynności. Była wymagającym odrobiny zaangażowania sposobem na oderwanie się od rzeczywistości, sposobem na spędzenie wolnego czasu w sposób świadomy, na zrelaksowanie się.

Tradycja zobowiązuje

Kto by pomyślał, że nośnik, nad którego stworzeniem ludzie pracowali od początków XIX wieku, będzie się cieszył przez tyle dekad taką popularnością? Prace nad stworzeniem płyt gramofonowych, we współczesnym znaczeniu tego słowa, zostały rozpoczęte w 1887 roku przez Emila Belinera, który tym samym roku stworzył także gramofon. Pierwszą europejską wtwórnią płytową była Societa Italiana di Fonotypia z Mediolanu, którą założono w 1904 roku. Cztery lata później powstała pierwsza polska wytwórnia – ,,Syrena Record”. Za pierwsze polskie nagranie na winylu uważa się „Pieśń wieczorną” Stanisława Moniuszki, w wykonaniu Wiktora Gąbczewskiego, z 1898 roku.

Płyty gramofonowe były wtedy krążkami o średnicy 18 centymetrów i mieściły… 2 minuty muzyki. I to tylko na jednej stronie! Nagrywano je metodą akustyczną za pomoca specjalnej tuby. Sposób ten zmieniono dopiero w 1925 roku, gdy zaczęto używać mikrofonu. Pozwolił on na lepsze uchwycenie dźwięku. Do tego czasu udało się nagrywać coraz więcej minut, jednak dopiero 20 lat później wprowadzono dobrze nam znany rozmiar płyty długogrającej – LP. Longplay, czyli pełnowymiarowy album, ma wielkość 30 cm (12 cali) i odtwarzany jest najczęściej z prędkością 33,3 obrotów na minutę. „Mniejszym”, ale równie popularnym formatem, jest singiel – płyta o szerokości 17,5 cm (7 cali), kręcąca się z szybkością 45 obrotów na minutę.

tumblr_nna0miD7oB1rti241o1_1280

 

Zakochani w szumie

Aż do wprowadzenia w 1982 roku płyt CD, to właśnie winyle – obok kaset magnetofonowych – były głównym nośnikiem muzyki. Warto więc pamiętać, że większość artystów tworząca przed erą płyty kompaktowej nie myślała o tym, jak ich muzyka będzie brzmiała na nośniku cyfrowym. Ich celem było uchwycenie brzmienia, które idealnie zabrzmi na winylu. W przypadku starszych nagrań to właśnie igła gramofonu wydobędzie dźwięk, który artysta chciał nam przekazać. Choć płyty gramofonowe nie wystrzegły się wad, to wydawane przez nie ciepłe szumy nadal są przyjemne dla ludzkiego ucha, a ich ścieranie stało się wyznacznikiem tego jak bardzo kochamy dany album. Słuchanie płyty gramofonowej daje nam radość z obserwacji tego, w jaki sposób muzyka wypływa na świat. Obracająca się płyta, igła chodząca po ścieżce pełnej niedostrzegalnych gołym okiem rowków, jest czymś, czego nie doświadczymy przy korzystaniu z innych nośników.

Być może to właśnie dlatego winyle cieszą się coraz większą popularnością. Według raportu Amerykańskiego Stowarzyszenia Przemysłu Fonograficznego RIAA za pierwsze półrocze 2015 roku sprzedaż winyli wzrosła o 52% w stosunku do roku 2014, przynosząc prawie 60 milionów dolarów więcej zysku niż streaming. W Polsce, według danych Związku Producentów Audio-Video, zanotowano wzrost o prawie 98%! Mimo tego, nad Wisłą portale streamingowe przebiły przychody i nadal wypierają winyle. Jednak jest to raczej tylko kwestia czasu – przy tak szybkim i dużym wzroście zainteresowania, kolejny rok powinien sprawić, że coraz więcej z nas będzie się cieszyło czarnymi krążkami swoich ulubionych wykonawców.

2ac9bdc69bf7edaa47e81e0772c037ca

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Powrót do korzeni

Kolekcjonowanie płyt jest dziś bardzo ułatwione. Nadal możemy iść do stacjonarnych sklepów i grzebać pomiędzy regałami i obszernymi szufladami. Warto się do nich wybrać – poczujemy wtedy na własnej skórze, na czym polega piękno odkrywania swoich ulubionych winyli. W większych miastach, raz na jakiś czas, odbywają się weekendowe targowiska lub, raz do roku, Recod Store Day – obchodzony 18 kwietnia międzynarodowy Dzień Sklepów Płytowych. Na takich spotkaniach możemy nabyć nie tylko nowe i stare wydania nagrań, ale także płyty stworzone tylko i wyłącznie na te okazje. Jest to także szansa na spotkanie i rozmowę z ludźmi zafascynowanymi czarnymi krążkami.

Kolekcjonowanie winyli wiąże się jednak z większymi wydatkami niż zakup płyt CD. Cenowo, pozostają one nadal dwu-, trzykortnie droższe od ich mniejszych odpowiedników. Ceny niektórych, kolekcjonerskich krążków potrafią sięgać dziesiątek tysięcy złotych. Jednak zwykłe wydania, w tym najnowsze krążki, dostępne w Internecie, można już nabyć za kilkadziesiąt złotych z dostawą pod same drzwi. Nawet wtedy rozpakowywanie tych ogromnych płyt i cały rytuał puszczania jej po raz pierwszy będzie doświadczeniem, które bardzo łatwo pokochać, i od którego równie łatwo się uzależnić.