Uwiedli mnie swoim utworem Murakami, który zapętlam za każdym razem gdy na niego trafię. UWIELBIAM ten kawałek. Po roku od jego publikacji nareszcie doczekaliśmy się całego albumu. Przesłuchując kolejne single, w tym ostatnie Slow Burn wiedziałam, że cały krążek będzie przyjemny, jednak nie wiedziałam w jakim stopniu. Okazuje się, że wokalistka Kelsey i jej producent Sabzi, zabrali nas w niesamowitą podróż, która zasługuje na zapętlenie.

Tego albumu nie umieścimy w jednej gatunkowej szufladce. Delikatny wokal z rewelacyjnie dobranymi bitami potrafi zmienić atmosferę z piosenki na piosenkę. A czasami nawet w jednym kawałku doświadczymy całkowitego zwrotu akcji. Tak jest we wspomnianym już Murakami – pamiętam, że gdy słuchałam pierwszy raz tego kawałka byłam oczarowana początkiem, po czym siedziałam zdezorientowana gdy nagle całkowicie zmieniła się atmosfera i ze spokojnej, elektroniczno popwej balladki wkroczyliśmy w bliżej nieokreślony prawie-dubstepowy klimat. Nie pasowało mi to zupełnie do koncepcji i wybiło z rytmu. Jednak z czasem zrozumiałam i całkowicie się zakochałam w tym momencie.

Jestem ciekawa jak Tobie spodoba się cały album. Pokochasz wszystkie kawałki jak leci, czy może tylko niektóre? Daj znać w komentarzach!