Zeszłoroczny soundtrack The Hunger Games rzucił mnie na kolana. Stworzono piękne zestawienie od moich ulubionych artystów. I wcale nie przeszkadzało mi, że żadna z tych piosenek nie znalazła się w filmie. Odtwarzając album w domu widziałam przed oczami sceny z filmu, to wystarczyło.

W tym roku jest inaczej. Cieszyłam się jak dziecko, gdy usłyszałam pierwszy singiel od Lorde i byłam ciekawa co wyjdzie z tego, że podjęła się ona zebrania reszty artystów do tego krążka. Po zobaczeniu track listy mój zapał trochę opadł. Teraz, mając cały soundtrack przed sobą mam mieszane uczucia.

Podoba mi się track Bat For Lashes i Roarego, rozczarowałam się za to XOVem, Tove Lo. W ogólnym zestawieniu mam jakieś dziwne wrażenie, że ta płyta to zbiór bardzo komercyjnych piosenek, które zamiast odzwierciedlać emocje z książki/filmu są pokazem ulubionych artystów Lorde. Krążek jest utrzymany w jednym klimacie, jest mrocznie, nowocześnie i w jakiś sposób widzę te padające mury w państwie Panem. Jednak jeśli podstawilibyśmy te piosenki pod sceny z filmu – czy faktycznie by one pasowały?

W sobotę idę zobaczyć film. Gdyby nie to, że znam i uwielbiam tę trylogię, oraz wiem, że w filmie nie polecą te piosenki, to nie wiem czy zdecydowałabym się na pójście do kina po przesłuchaniu tego OST… Jak jest z Wami?

 

 

A tak w ogóle to najlepiej sobie z zadaniem poradziła, jak zwykle, L’Orchestra Cinematique ;)