Dzisiaj bez zbędnych komentarzy, jedynie kilka ogłoszeń: na fejsbuku można zgarnąć wejściówki na Natalię Przybysz, a od środy będzie można zgarnąć bilety na wrocławski koncert Curly Heads (28.11), w czwartek ruszy fajna zabawa tutaj na blogu (do zgarnięcia będą płyty i abonamenty Spotify :)), a w piątek wyjdzie newsletter z płytą Jessie Ware do wygrania. To wszystko oczywiście otoczone masą dobrej muzyki ;)

 

⋆Zapętlona Tygodniówka #67⋆

Mam takie wrażenie, że ten tydzień minął mi na zapętleniu na przemian Murakami od Made in Heights oraz I’ll Be Good Jamesa Younga. To pierwsze spowodowane było premierą nowego kawałka zespołu – Panther, który mnie osobiście aż tak mocno nie zachwycił. James za to wpasował się idealnie w moją rzeczywistość. Jego EPka zawładnęła mną całkowicie, a wszystkie 4 kawałki znam dokładnie na pamięć i nadal jest mi mało ;)

Oprócz tych dwóch kawałków znajdziemy nowego, cudownie spokojnego mooryca, wciągające Astronomyy oraz moje kolejne odkrycie z tego tygodnia – Glimmer Of Blossom. Tymi żywszymi dźwiękami zapętlimy po raz tysięczny Murakami. Nie mogłam się powstrzymać przed dodaniem tego kawałka. Poza tym ładnie się komponuje z Alma Elste oraz nowością od Osca. Trumpet jest idealnym wprowadzeniem do bardziej tanecznego The SAME, który przypomina mi Parova. Przy Chasing the Light przetańczyłam weekendowe wieczory. Hosaia x Luboku to zapowiedź nadchodzącej EPki, której będę wyczekiwać. Przyjemne, niezobowiązujące dźwięki do których można się zakręcić wokół własnej osi. Buzzard od Sisters nie jest może spektakularny jednak bardzo przyjemnie mi się wkręcił. Ma coś w sobie, nie zagłębiałam się jednak co ;)

4 ostatnie piosenki to Przegląd Obfitości Przeróżnych Męskich Wokali. Każda z tych piosenek przyciągnęła mnie swoim wokalem. Taneczny Nate Salman, przedziwnie rozpoczynający się Jack Garratt, którego polubiłam właśnie za ten powtarzający się początkowy sampel. Dobry jest! Daniel Wilson to miłe przypomnienie tego, co zapętlałam podczas pierwszych lat studiów. Lubiłam takie pianinka, proste melodie, ciekawe teksty. Na koniec Collapsible Mountains, który także jest niezobowiązującą i miłą przygodą muzyczną.

Podsumowując – mamy trochę elektroniki i świeżości, a także całkiem fajną reprezentację spokoju i po prostu miłych piosenek. Chyba całkiem nieźle wyszło, co? ;)

Na obrazku cover EPki Jamesa Younga. Tak się trochę dzisiaj czuje.