Szelest jeszcze zielonych liści. Turlający się kamień. Przesuwający się piasek. Podmuch wiatru. Promienie słońca przebijające się przez korony drzew.

Ten spacer był bardzo spontanicznym pomysłem. Od jakiegoś czasu myślę o powrocie do biegania. Pomyślałam, że szybki spacer mógłby być fajnym wstępem. W drodze do parku rozplątałam słuchawki z zamiarem znalezienia ciekawego podcastu. Po 10 minutach poszukiwań, włączyłam Tima Ferrissa, po kilku minutach przełączyłam na Oprah, po kilku następnych włączyłam kolejny odcinek Serial. Nie, to nie na to miałam ochotę. Sprawdziłam półkę na Audiotece, zaczęłam Cyberiadę Lema, jednak i to za długo nie zagościło w moich słuchawkach. Kupiłam Lesia Chmielewskiej, bo od dawna chciałam sprawdzić czym jest ta ulubiona przez moją mamę książka.

Wytrwałam 10 minut po czym spojrzałam się przed siebie i stwierdziłam, że to czego szukam to tak na prawdę cisza.

Przystanęłam. Rozejrzałam się po parku pełnym ludzi. Park people – czy istnieje coś takiego? Ludzie którzy lubią spędzać czas w parku? Chciałabym się do nich zalicząć. Zdecydowanie za mało czasu spędzam w tym miejscu. Słuchawki schowałam do przedniej kieszeni, telefon to tylnej. Wzięłam głęboki oddech przymykając oczy. Wydech. Wdech, wydech.

Wyłączanie się z codzienności przychodzi mi o wiele łatwiej od kiedy biorę udział w kursie uważności. Właśnie zaczęliśmy z grupą czwarty tydzień i codzienne ćwiczenia pomagają mi szybciej znaleźć się tu i teraz. Co nie znaczy że dzieje się to po tych kilku oddechach, o nie, jeszcze daleka przede mną droga. Jednak jest o wiele lepiej.

Wdech, prawa, lewa, wydech, prawa, lewa, wdech. Skierowałam całą swoją uwagę na stopy. Co w nich czuję gdy idę po tej parkowej ścieżce. Jak czują się moje palce u stóp, jak reaguje podeszwa, co dzieje się z piętą. Po chwili otaczające mnie dźwięki rozpłynęły się i zostałam sama ze sobą. Od stóp przeszłam przez rozgrzewające się coraz bardziej łydki, lekko doskwierajace kolana, uda, biodra, zdecydowanie zbyt spięte mięśnie przy kręgosłupie i tak partia po partii do samego czubka głowy.

Przeprowadziłam tak zwany body scanning, który pomaga praktykować kilka aspektów uważności, w tym świadomego kierowania uwagi w określony sposób, zauważania kiedy owa uwaga słabnie czy wracania do chwili obecnej. A przede wszystkim pozwala wdrożyć w życie jedną z głównych zasad praktyki uważności: być z tym co jest, nie starając się zmienić sytuacji, ani mieć nad nią kontroli. 

Gdy skończyłam pozwoliłam swoim myślom na nowo wędrować w kierunkach które sprawiły, że piszę do Was te słowa. Chciałabym się dzielić tymi małymi sposobami na ćwiczenie uważności. Nie wiem jak często, nie wiem dokładnie jak to ma wyglądać, jednak mam nadzieję, że ktoś z Was skorzysta. Spróbujcie uważności. To taka piękna rzecz, którą zagubiliśmy w natłoku notyfikacji, aplikacji, seriali i lajków. Zdecydowanie warto do niej powrócić.